środa, 15 stycznia 2014

Purpurowe miejsce zgonu - John D. MacDonald

Wydawnictwo Albatros, Okładka miękka, 304 s., Moja ocena 5/6
Doskonały, wyborny kryminał w starym dobrym stylu.
Wielbicielem twórczości Johna MacDonalda jest mój mąż, bardzo ceniący kryminały napisane w latach 60. i 70. XX wieku. Zachęcona jego zachwytami sięgnęłam po najnowszy 3. tom przygód Travisa McGee.
Travis to sztandarowy bohater całej serii kryminałów (lub jak kto woli powieści kryminalnych) nieżyjącego już niestety amerykańskiego pisarza. 
Kim jest Travis McGee? Najlepiej jego profesję obrazuje określenie - człowiek do zadań specjalnych. Travis bowiem wykonuje zlecenia, wobec których oficjalne władze, policja są albo bezsilne, albo lekceważą ew. zagrożenia. Travis na pewno nie jest prywatnym detektywem, nie ma licencji. Jednak taką funkcję także pełni. Musi jednak uważać, żeby nie popaść w konflikt z oficjalną władzą, a  to częstokroć w przypadku Travisa, który ma niewyparzony język, niezwykle trudne.
Tym razem nasz bohater przyjmuje zlecenie od niezwykle atrakcyjnej 35-letniej Mony Yeoman. Kobieta chce, żeby Travis pomógł jej odzyskać należny spadek po ojcu. Majątek ojciec Mony pomnażał wraz ze swoim wspólnikiem Jasperem Yeomanem, który obecnie jest jej mężem. Mona, młodsza o ponad 20 lat od swojego małżonka, poznała jak twierdzi męźczyznę swoich marzeń. Sęk w tym, że poza walorami ciała i ducha, ukochany nie ma przysłowiowego złamanego grosza. Miłość miłością, ale żyć z czegoś trzeba. McGee waha się przed przyjęciem zlecenia, coś mu w nim nie pasuje. Zanim podejmie jednak decyzję, Mona ginie od kuli snajpera. Gdy na miejsce przybywa policja, okazuje się, że ciało kobiety zniknęło. Nie ma także jej samochodu, którym przywiozła z lotniska Travisa.Co gorsza okazuje się, że zaginął także kochanek Mony. Policja niezbyt zainteresowana prowadzeniem śledztwa informuje Travisa, iż para kochanków, czyli zamordowana Mona i jej ukochany wsiedli kilka godzin wcześniej na pokład samolotu i uciekli. Zagadka, której niewiadome zwiększają się z każdą godziną, nie daje McGee spokoju, a oczywiste rozwiązanie jakie się nasuwa, zbyt proste. Travis rozpoczyna własne, zakrojone na wielką skalę śledztwo. Krok po kroku odkrywa warstwy skomplikowanej intrygi i napotyka kolejne trupy. To czego się dowie narazi go na śmiertelne niebezpieczeństwo, a w czytelniku wzbudzi zdziwienie zarówno dla zagmatwanej intrygi, jak i talentu Johna M. MacDonalda. Pisarzowi udało się stworzyć doskonałego bohatera, do którego od pierwszej strony czuje się sympatię i podziw dla jego dociekliwości. Travis jest bowiem niesamowicie inteligentny, sprytny, a przy tym zachowuje się jak bulterier - jak złapie trop to nie popuści. Książka odrobinę trąci myszką, wszak powstała równo pół wieku temu, ale ma przez to ogromny urok.
Okładka 1. wydania z 1964 roku.
Travis musi bowiem wykorzystywać przede wszystkim swoje szare komórki, a nie internet, testy dna etc. Jest więc detektywem z prawdziwego zdarzenia, takim w starym, porządnym stylu.
Intryga, którą uknuł MacDonald jest wyborna, arcywyborna. Daleko jej od współczesnych nam, w których częstokroć wesoła twórczość własna pisarza przyprawia o ból głowy lub śmiech. Szkoda, że takich kryminałów już się nie pisze.
Gorąco zachęcam was do lektury. Jeżeli tylko lubicie Amerykę lat 60. i najwyższego sortu kryminały, seria o Travisie McGee jest dla was. Ja leżąc pod kocem i lecząc przeziębienie, spędziłam wczoraj niesamowicie przyjemne popołudnie i wieczór przenosząc się do Nevady sprzed 50 lat. Teraz czekam na kolejny tom przygód Travisa McGee

4 komentarze:

  1. Właściwie już pierwsze zdanie zachęciło mnie do tej książki. Bardzo lubię takie klimaty...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też. Te stare kryminały mają duszę, coś, czego obecnej literaturze tego nurtu brakuje. Ja wiem, trzeba iść z postępem, moda się zmienia, ale nikt nikomu nie zabroni sięgać po starsze pozycje. Warto, a nawet trzeba! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wprawdzie wolę współczesne kryminały, ale znam kogoś, kto lubuje się w klimatach retro itp, dlatego tej osobie polecę powyższą serię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od czasu do czasu chętnie zamienię współczesne, naszpikowane naukowymi teoriami i skomplikowanymi badaniami kryminały na taką tradycyjną opowieść, w której główny bohater może liczyć tylko na swój intelekt i swoja intuicję. Nie słyszałam wcześniej o tym pisarzu, ale na pewno nadrobię braki w nieznajomości jego książek :)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.