środa, 21 maja 2014

Martwe popołudnie - Mariusz Czubaj

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5,5/6
Jestem zaskoczona, że to taka dobra książka. Tzn. bardzo lubiłam książki Mariusza Czubaja z Rudolfem ketchupem (jak go nazywam) Heinzem w roli głównej. To jednak jest I tom serii przygód Marcina Hłaski (nie mylić ze znanym literatem). Nie wiedziałam, czy bohater przypadnie mi do gustu, czy polubię jego zachowanie, sposoby prowadzenia śledztwa etc.
Oj polubiłam i to bardzo:) Marcin Hłasko jest niesamowity, chociaż muszę przyznać, iż jego poczucie humoru nie wszystkim musi odpowiadać.
Mamy wyjątkowo upalne lato 2013 roku. W hotelu w Gdańsku zostaje zastrzelony polski parlamentarzysta. Zamordowany był członkiem komisji do spraw służb specjalnych, zaś przy zwłokach znaleziono amfetaminę. Tragiczne, ale nie ukrywajmy - zdarza się. Wielu polskim posłom daleko do krystalicznego ideału, jaki na co dzień głoszą.
Poznajemy Marcina Hłasko, byłego policjanta, a dziś ekspert zajmującego się sprawami bezpieczeństwa w firmach, a także u zamożnych i przewrażliwonych osób prywatnych (genialnie ukazany Pan Miś Koala z podwarszawskiej rezydencji). Hłasko to taki człowiek orkiestra bym rzekła, znający sztuki walki, kilka języków, mgr filozofii, mistrz ciętego dowcipu i improwizacji, które to wielokrotnie już ratowały mu życie. Znienawidzony przez byłych kolegów policjantów, uznany przez nich za kapusia, przez element aspołeczny także znienawidzony (już z innych powodów). Generalnie, człowiek z dużym dorobkiem (w wielu nietypowych nawet dziedzinach), potencjałem i na pewno nieszablonowy. A przy tym outsider zarówno z konieczności życiowej, jak i własnego wyboru.
Hłasko specjalizuje się także w poszukiwaniu zaginionych. Ale nie takich, co to wyszedł po bułki i trzeci dzień nie wraca, ale naprawdę zaginionych. Przez wielu uważany jest za najlepszego w branży. Nic dziwnego, że to on dostaje zlecenie od jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Ma odnaleźć byłego dziennikarza i specjalistę od marketingu politycznego, Daniela Okońskiego. Okazuje się, że mężczyzna pracował nad biografią wpływowego polskiego biznesmena i pewnego dnia zniknął bez śladu. Wraz z nim zniknęły unikalne i (jak domyśla się Hłasko, bo to nie zostało powiedziane) kompromitujące dokumenty.
Hłasko przyjmuje zlecenie bez zbytniego entuzjazmu. Atutem za jest honorarium kilkakrotnie przewyższające standardowe. Zamiast przeczekiwać upalne lato w chłodzie lub  przesiadywać w domku fińskim na Jazdowie (gdzie mieszka), krąży po warszawskich slumsach i hipsterskich klubach na Placu Zbawiciela, styka się, jak sam mówi, z polską Świętą Trójcą, czyli przenikającym się światem polityki, biznesu i mediów. 
Hłasko szybko dochodzi do wniosku, iż trzeba było posłuchać intuicji, która podpowiadała mu, że coś tu śmierdzi. Sprawa komplikuje się bowiem z każdą minutą, a na Marcina czyha chyba każdy menel, każdy biznesmen i przedstawiciele wszystkich służb specjalnych w kraju. Co faktycznie kryje się za zniknięciem Okońskiego? 
Hłasko stopniowo odkrywa ślady prowadzące do zdarzeń sprzed wielu lat. I niektórzy zrobią wszystko, by detektyw zabrał zdobytą wiedzę do grobu. Do wykończenia Hłaski służyć ma nawet..słoik z kompotem. Ale bez obaw, książka nie jest parodią, czy kabaretem. Jest doskonałą powieścią obrazującą świat w jakim przyszło nam żyć.
Dwie rzeczy, które w przypadku Martwego popołudnia zasługują na uznanie, to genialnie odmalowane polskie społeczeństwo i rewelacyjna postać Marka Hłaski. Trzeba Czubajowi  przyznać, iż ma wyjątkowo celne oko i cięty język. Polskie piekiełko (dot. nie tylko Warszawy i świata możnych) prezentuje tak, że nie wiadomo czy śmiać się, czy z rozpaczy płakać, że tacy jesteśmy. Jednak osią i kwintesencją książki jest sam Hłasko. Ogromnie go polubiłam, choć jego specyficzny styl bycia i wypowiedzi, nie do wszystkich przemówi.
Akcja prowadzona jest w mgnieniu oka, nie pozwala na nudę, jest szybka, ostra i nie da się jej przewidzieć. Lubię takie książki i to bardzo.
Martwe popołudnie jest odmienne od cyklu z profilerem Rudolfem Heinzem. Tamten miał swoje schizy na smutno, Hłasko ma schizy na wesoło (chociaż chandra i jego dopada). Obaj są nieprzeciętnie inteligentni, niebanalni i dostarczają doskonałej rozrywki. 
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po Martwe popołudnie i inne książki Mariusza Czubaja. Niecierpliwie czekam na kolejne przygody niskiego wzrostem, ale wielkiego charakterem i sposobem bycia Marka Hłaski. 

2 komentarze:

  1. Ha! a nie mówiłam :) przełamuje niemoc czytelniczą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwie inne książki Czubaja czytałam i przypadły mi do gustu, więc do tej jestem jak najbardziej przekonana:)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.