niedziela, 31 sierpnia 2014

Cienie na jeziorze

Wydawnictwo Noir sur blanc, Moja ocena 5/6
Tym razem kryminał włoski, ot tak dla odmiany. Królują amerykańskie, skandynawskie, czasami jakiś polski przemknie. A włoskie także są bardzo ciekawe, co udowodnili autorzy niniejszej książki.
Akcja rozgrywa się w niezwykle malowniczym regionie Italii, nad Jeziorem Como. Pewnego dnia, w trakcie prac budowlanych, w ruinach górskiego domku, zostają znalezione ludzkie zwłoki, a w zasadzie. to co z nich zostało. Po przeprowadzonych badaniach okazuje się, iż ofiarą był młody mężczyzna, którego zabito strzałem w tył głowy, wcześniej zaś postrzelono w płuca. W miejscu znalezienia zwłok nie odkryto niczego, co pozwoliłoby na chociaż w minimalnym stopniu określenie tożsamości, czy chociażby pochodzenia ofiary. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, iż morderstwa dokonano w okresie trwania II wojny światowej. Sprawę prowadzi komisarz Stefanii Valenti, matka samotnie wychowująca córkę, niezbyt potrafiąca pogodzić się z odejściem męża, średnio też dająca sobie radę z codzienną prozą życia. Jej prywatne życie jest niezwykle ciekawie ukazane i przeplata się z prowadzonym dochodzeniem. Niezmiernie polubiłam Stefanii, która jest prawie w tym samym wieku co ja i tak jak ja różnie radzi sobie z codziennymi kłopotami, pije za dużo kawy, podjada za dużo ciastek (ja akurat nie, ale podjadam nałogowo co innego), jest bystra, ma charakterek i we wszystko angażuje się na 100%. 
Policjantka szybko trafia na jak jej się wydaje właściwy trop. Jednak sprawa nie jest tak prosta, jakby się mogło wydawać i do jej zakończenia sporo się wydarzy, a i sama Stefanii znajdzie się w niebezpieczeństwie. Kobieta nadepnie bowiem na odcisk pewnej zamożnej i posiadającej sporą władzę rodzinie. Co łączyło mężczyznę z rodziną Cappellettich? Dlaczego zadano sobie tyle trudu, żeby go zamordować? Jeden strzał, albo porządne uderzenie w głowę w zupełności by wystarczyły.Czy odpowiedź znajduje się w papierach i zdjęciach, przez które pracowicie przekopuje się Stefanii? Czy policjantce uda się rozwikłać zagadkę?
Książka jest doskonale napisana. Całość ma drugie dno. Niby wszystko jest opisane spokojnie, akcja toczy się w sielskiej atmosferze, ale przez całą lekturę jakby czuje się coś innego, coś co skrywa się w tle, jakieś emocje. Jest to doskonały kryminał, z ciekawym zakończeniem. Jednak to co zawsze urzeka mnie we włoskich kryminałach, to wspaniałe opisy, sielska atmosfera, niespieszne tempo i kuchnia, kuchnia i jej wszystkie zalety oraz aromaty. Nie inaczej jest w przypadku Cieni na jeziorze. Książka jest niezwykle plastyczna i ..smaczna, a sama Stefanii choćby się waliło i paliło kupuje pastę, przyrządza w domu sos, wypija w kafejce pyszną kawę i zagryza aromatyczną bułeczką. Gorąco zachęcam do lektury. Chociaż nie jest to książka dla wszystkich. na pewno nie przypadnie ona do gustu zwolennikom szybkiej akcji. Zakochają się w niej natomiast osoby ceniące piękne opisy, włoskie smaki i aromaty i coś więcej niż akcję na zasadzie zabiligoiuciekł.

sobota, 30 sierpnia 2014

Lubiewo bez cenzury

Wydawnictwo Świat Książki
Hmm nie wiem, na prawdę nie wiem, jak się odnieść do tej książki. To moje pierwsze spotkanie z prozą Witkowskiego i chyba ostatnie. W sumie nie wiem co w tej książce mi nie pasowało. Sama treść była ok. Może więc chodzi o sposób jej zaserwowania...sama nie jestem do końca pewna.
Z pewnością nie jest to pozycja dla wszystkich. Książka bowiem bez ogródek i niezwykle hmm...plastycznie, barwnie portretuje gejowski półświatek doby PRL i nazywana szumnie ciotowskim Dekameronem. 
Bo owi geje-przestępcy to zupełnie inny świat niż geje nie mający zatargów z prawem. Cioty to przede wszystkim złodzieje, prostytutki, menele. To właśnie ich portretuje Witkowski.
Lubiewo bez cenzury, to zbiór historyjek o ciotach. Pojawia się w nich także on, autor, przybierając różne postacie. I wszystko ok. Ale Witkowski idzie dalej. Prezentuje maksimum upodlenia człowieka jaki można sobie wyobrazić. Całkowicie nie liczy się z nikim, pisze (jak głosi tytuł) bez cenzury. Wszystko napisane językiem niezwykle jakby to ładnie określić...żywym, plastycznym. A bez ogródek- język, jakiego używa Witkowski jest wulgarny, momentami, aż za bardzo, ostry. I wiecie co, nawet nie to mnie szokuje, czy zniesmacza. Głównie przeszkadzało mi to, że czułam, jakby autor chciał ukazać coś na siłę, zmusić czytelnik do zastanowienia, przystanięcia, jakby chciał go zszokować i coś udowodnić, ale tak nachalnie, na siłę. Ja rozumiem, że pisarz z założenia chciał coś pokazać, zaszokować, ale nawet nachalność i wulgarność mają swoją granicę, po przekroczeniu której nie szokują, a stają się niesmaczne, a czasami nawet śmieszne w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Niewątpliwie warto po Lubiewo bez cenzury sięgnąć, nawet jeżeli przeczyta się tylko jego część. Warto zajrzeć, przejrzeć, żeby pożniej mieć o czym dyskutować, wiedzieć co się krytykuje. A może komuś z was książka akurat przypadnie do gustu. Nie neguję, że jest ona inna. Jest ona także doskonale dopracowana zarówno pod względem tła i bohaterów jak i stylu pisarskiego. To trzeba Witkowskiemu przyznać, warsztat doskonały.

piątek, 29 sierpnia 2014

Chłopak z Warszawy

Wydawnictwo Rebis, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Książka ta to niezwykle poruszające wspomnienia Andrzeja Borowca, syna przedwojennego pułkownika Wojska Polskiego i wnuka generała, który w momencie wybuchu Powstania Warszawskiego miał zaledwie 16 lat. Jego losy w tym momencie potoczyły się podobnie, jak wielu jego rówieśnikom. Pod pseudonimem Zych, ubrany jak wielu powstańców w zdobyczną "panterkę" SS, przez dwa miesiące brał udział w krwawych walkach ulicznych w stolicy Polski. Walczył w Batalionie "Zośka", przeżył koszmar kanałów. 
Oprócz koszmaru walk powstańczych poznajemy także dzieciństwo autora, który urodził się w 1928 roku, dzieciństwo spędził w Makowie Podhalańskim, a pierwsze dni wojny we Lwowie. Dzięki temu mamy okazję poznać życie w przedwojennej Polsce, a także Lwów w pierwszych dniach wojny.  
Największą jednak część książki zajmują opisy samych walk powstańczych oraz całego koszmaru z nimi związanego, dramatu powstańców i ludności cywilnej, tego jak okupant z nimi postępował. 
Po zakończeniu powstania został pojmany i umieszczony w obozie jenieckim. Był więziony w stalagu XI A Altengrabow. Po zakończeniu wojny zdecydował się przejść szkolenie dywersyjne i wraz z dwoma innymi AK-owcami wrócił do kraju, by włączyć się do konspiracji - co okazało się śmiertelnie niebezpieczne.
Opisy Borowca są niezwykle dokładne, szczere, ostre, bez upiększania ukazują koszmar wojny, gehennę powstańców i ludności cywilnej oraz to co działo się w obozie jenieckim. Porusza cały opis powstania widzianego oczyma nastolatka, ale największe wrażenie zrobiła na mnie rzeź na Woli. Coś koszmarnego. Za sprawą tego typu wspomnień przypominamy sobie, że największą cenę za wybuch Powstania Warszawskiego zapłacił szary Kowalski, człowiek z cywila, ofiara całkowicie bezbronna.
Sporo w książce nawiązań do wydarzeń nie tylko tych, których bezpośrednim uczestnikiem był Borowiec. Wspomina on np. o śmierci gen. Sikorskiego, mordzie w Katyniu, bitwie pod Monte Cassino i wielu innych wydarzeniach wojennych, w których brali udział Polacy. Te dygresje związane są z faktem, iż książka była pisana dla czytelnika anglojęzycznego, który mógł słabo orientować się w polskiej historii. 
Książka jest doskonale napisana, dosadnie, prostym choć plastycznym językiem, który ukazuje koszmar wojny w ten sposób, iż mamy uczucie uczestniczenia w nim. Jedynym minusem jest reakcja autora na krytykę powstańczego zrywu. To może razić, jednak jako swoisty dokument, książka jest doskonała.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Jutro - Guillame Musso

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5,5/6
Przyznam wam się, że to moje 1. zetknięcie z twórczością Musso. Moja przyjaciółka jest wielką fanką twórczości tego autora, ma jego wszystkie książki w  domu i kilkakrotnie próbowała mnie namówić do ich lektury. Ale jakoś odkładałam to 1. spotkanie na póżniej. Aż sięgnęłam po Jutro i przepadłam. W przyszłym tygodniu przyjeżdża do nas mąż przyjaciółki. Już wydałam poleceniem, ma mi przywieźć wszystkie książki Musso, jakie moja Ela ma w domu. Będę nadrabiać zaległości:)
Jutro to tego typu książka, którą gdy tylko rozpocznie się lekturę, odkłada się dopiero po przeczytaniu ostatniej strony. Nie ważna praca, nie ważne jedzenie, czy co tam ma się do zrobienia. Jutro pochłania, choć sama historia, nie ukrywam jest częściowo w ogóle nierealna. Jednak spora partia tego, co przydarzyło się głównemu bohaterowi, jest niestety bardzo prawdopodobna. Zakochujemy się zbyt często w nieodpowiednich osobach, które niejednokrotnie krzywdzą nas w ten czy inny sposób. A my zaślepieni zbyt często nie dostrzegamy tego, lub nawet gdy przysłowiowe mleko się wyleje, nie chcemy w to uwierzyć. Samo życie.
Nie bardzo wiem, co napisać wam o Jutrze, o treści książki, jak was do niej zachęcić. To jest tego typu fabuła, odnośnie której gdy opowie się mało - nic z jej treści się nie odda, gdy opowie się więcej, zdradzi się zbyt dużo. Sytuacja patowa.
Napiszę wobec tego tylko kilka zdań.
Historia obraca się wokół trzech osób żyjących w 2010 i 2011 roku USA. Matthew (wykładowca filozofii na uniwersytecie) pogrążony w żałobie, Kate zmarła żona i Emma znana sommelierka. Jedno mieszka w Bostonie, a drugie w Nowym Jorku. Nigdy nie doszłoby zapewne do spotkania Matthew i Emmy, gdyby męźczyzna nie kupił na wyprzedaży komputera Emmy, który sprzedawał jej brat. Wszystko zaczyna się od kilku zdjęć pozostawionych w komputerze i jednego emaila. Ale nie myślcie broń Boże, że to romans. Nic z tych rzeczy, chociaż powieść aż kipi od uczuć, a miłość odgrywa w całej historii wielką rolę. Matthew prosi Emmę, żeby zapobiegła tragedii. Kobieta rozpoczyna własne śledztwo. To co odkrywa, szokuje i ją i szokowało mnie. Nie wie, że tym samym zmieni ona całe swoje życie, życie Matthew i ich najbliższych.
W trakcie lektury czułam niedowierzanie, trzymałam kciuki za głównych bohaterów, a raz zakręciła mi się nawet łza w oku. 
Świetna książka, wspaniale napisana. Nie dziwię się, że Musso należy do najpopularniejszych pisarzy świata. Jaką jego książkę polecacie na kolejne spotkanie z twórczością autora?
Gorąco zachęcam do lektury Jutra. Tylko zarezerwujcie sobie mnóstwo czasu i zabrońcie komukolwiek zbliżać się do was i przeszkadzać.

środa, 27 sierpnia 2014

Maria Antonina Tom 3., czyli Z pałacu na szafot

Wydawnictwo Bukowy Las, Moja ocena 5,5/6
Maria Antonina Habsburg, właściwie: Maria Antonia Josefa Johanna von Österreich, jedna z najbardziej znanych kobiet w historii świata, bohaterka fantastycznej trylogii autorstwa Juliet Grey. Niby wiedziałam, jak cała historia się skończy, bo chyba każdy wie, kto by nie znał tragicznych losów ostatniej królowej Francji?! A jednak nie mogłam się doczekać, aż rozpocznę lekturę 3. tomu. Juliet Grey pisze w taki sposób, że książki się pochłania i od lektury nie sposób się oderwać.
Z pałacu na szafot to ostatni tom trylogii, a jednocześnie taka wisienka ozdobna na torcie. 
Mamy koniec XVIII wieku,a  dokładnie rok 1789. Rewolucja wrze, wszystko w kraju się gotuje, niepokoje są coraz silniejsze. Także nietykalnej dotąd, uznawanej niemal za boską, królewskiej rodzinie grozi realne niebezpieczeństwo. Grey udało się doskonale oddać przed rewolucyjne, z każdym dniem, ba z każdą godziną narastające wrzenie, niezadowolenie tłumów, które szybko przerodzi się dosłownie w rzeź. Mimo, iż rewolucja stoi u bram Wersalu, w rodzinie królewskiej nikt nawet przez moment nie przypuszcza, jak niedługo potoczą się ich losy. 
Motłoch generalnie nienawidzi wszystkiego, co z rodziną królewską związane. Jednak największą nienawiścią darzy królową. Maria Antonina, wyniosła, pozbawiona wg. ciżby biedaków jakichkolwiek głębszych uczuć, rozpustnica, trwoniąca fortunę na zbytki. Królowa uwielbiała modę, wyszukane, a co za tym idzie drogie stroje, biżuterię, rozrywki i niekończące się, niebywale kosztowne  przyjęcia. Taki styl życia kontrastował z kryzysem finansowym i głodem panującymi w XVIII wiecznej  Francji i kłuł w oczy te 99% ludności kraju, która nie miała nawet na kromkę chleba. Nic dziwnego, że Maria Antonina była chyba najbardziej znienawidzoną osobą w ówczesnej Europie. Tłum, prowadzony przez kilkoro przywódców, powtarza rewolucyjne slogany, pragnie zemsty, krwi, i wg. nich to ma być sprawiedliwość, rodzina królewska ma dostać to na co zasłużyła. Pałac zostaje zdobyty, a królewska rodzina zostaje przeniesiona do pałacu Tuileries.Staja się oni więźniami tych, nad którymi do tej pory górowali, którymi (nie ukrywajmy tego) częstokroć pogardzali. Fortuna kołem się toczy. Ileż w tym porzekadle jest jednak prawdy. Ludwik XVI wraz z rodziną w nocy z 20 na 21 czerwca podjął próbę ucieczki. Niestety zostali oni rozpoznani i przetransportowani z powrotem do Paryża gdzie osadzono ich jako więźniów w wieży Temple. Ma miejsce błyskawiczny proces. Rewolucjoniści po jego przeprowadzeniu wydali wyrok śmierci na króla Ludwika XVI. Został on wykonany w dniu 21 stycznia 1793 roku.
Marię Antoninę również oskarżoną o spisek przeciwko Francji osadzono po śmierci męża, w więzieniu zwanym Conciergerie. Poza tymi oskarżeniami wysunięto również w trakcie procesu zarzut molestowania przez królową syna Ludwika Karola, który został zabrany matce i oddany rodzinie paryskiego szewca, który miał go wychować na rewolucjonistę. Była to dla królowej najbardziej bolesna część procesu, który jak wiadomo i należało przypuszczać, zakończył się skazaniem władczyni na śmierć. Wyrok wykonano 16 października 1793 roku Maria Antonina została ścięta na gilotynie mając 38 lat. 

Maria Antonina w drodze na szafot
Juliet Grey udało się doskonale oddać grozę atmosfery wydarzeń opisanych w 3. tomie, narastające rewolucyjne pomruki, natarcie i niszczycielską moc otumanionego widmem sprawiedliwości tłumu, uwięzienie rodziny królewskiej, rozpacz jej poszczególnych członków, przerażenie Marii Antoniny i jej końcowe kroki w drodze na szafot. 
Rozpoczynając lekturę zastanawiałam się dlaczego autorka podzieliła całą historie na trzy części. W końcu można by ze stosunkowo niezbyt grubych tomów uczynić z powodzeniem jedną książkę. Jednak po zakończeniu lektury podejrzewam, iż taki, a nie inny podział nie był przypadkowy. Otóż każdy tom to inna część historii, życia Marii Antoniny, a tym samym inny nastrój, inne emocje. Autorka dzieląc książkę na części miała doskonały pomysł. 
Największym jednak plusem, atutem wszystkich tomów, jest doskonale, niesamowicie plastycznie oddane tło historyczne, które obfituje w liczne opisy, szczegóły, wydarzenia. Spora skądinąd dawka historii jest jednak tak zaserwowana, iż nie znudzi nawet zagorzałego przeciwnika historii powszechnej. Cała historia napisana jest wspaniale, lekkim piórem, stylem, który sprawia, iż  momentami od lektury trudno się oderwać, a historia mimo, iż znana chyba wszystkim porywa. 
Zachęcam do sięgnięcia po całą trylogię.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Historia jednej podróży. Azja

Wydawnictwo Publicat, Moja ocena 6/6
Tadeusz Chudecki, to aktor filmowy i teatralny, którego bardzo lubię i cenię jego talent. Zagrał w ponad 30 filmach i spektaklach Teatru Telewizji. Aktorstwo to jednak nie jedyna jego pasja. Są nią także podróże.  Autor odwiedził do tej pory 194 kraje. Jak sam pisze, kiedyś nie mogąc spać zamiast liczyć barany liczył kraje, które do tej pory zwiedził i taka liczba mu wyszła. Zaiste imponująca. Ma co wspominać, ma o czym opowiadać.Cechą wojaży aktora jest szukanie jak najtańszego sposobu podróżowania, oderwanie od tradycyjnych szlaków turystycznych oraz podróżowanie na własną rękę, zagłębianie się w dany kraj, region, poznawanie go od podszewki.

Książka Historia jednej podróży. Azja jest pokłosiem azjatyckich wojaży. Na 255 stronach przemierzamy i  poznajemy Indie, Sri lankę, Tajlandię, Kambodżę, Wietnam, Malezję i Hongkong. Pływamy także w ciepłych wodach, leżymy na bajkowych plażach, kosztujemy miejscowej kuchni. Ponieważ Chudecki jest wspaniałym gawędziarzem, książka jest iście magiczna, o wiele ciekawsza od tradycyjnych przewodników, a od lektury nie można się oderwać.W trakcie porywającej wyprawy dowiadujemy się wielu szczegółów o danych miejscach, poznamy zabawne oraz mrożące krew w żyłach historie, które przydarzyły się autorowi, dowiemy się między innymi, jaką walutą płacić i ile pieniędzy zabrać na wyprawę, gdzie się zatrzymać, co jeść, na co zwrócić uwagę, jak poruszać się po Azji. Poznamy także wiele kuriozalnych dla nas zwyczajów, które w krajach azjatyckich są uznawane za całkiem normalne. 
Swoją książką Chudecki udowadnia, że wakacje spędzone w Azji mogą być bezpieczne (jeżeli będziemy postępować rozsądnie), zabawne i znacznie tańsze od europejskich, a przy tym o wiele bardziej egzotyczne, barwne i intrygujące. Po prostu niezapomniane! 
Książka napisana jest wspaniałym, prostym językiem,a czytając ją mamy wrażenie nie tylko znajdowania się w danym miejscu, ale także towarzyszenia wspaniałemu cicerone, jakim bez wątpienia jest Tadeusz Chudecki. Klimat Historii jednej podróży jest niesamowity, ale lektura książki była wielka przyjemnością. Książkę podczytywałam na raty (delektując się każdym fragmentem) i dopiero przed chwilą skończyłam, z lekkim żalem, iż to koniec azjatyckiej wędrówki.
Cennym uzupełnieniem są wspaniałe zdjęcia, których magii i piękna nie oddadzą niestety moje fotografie.
Ogromnym plusem jest także cudowne wydanie. Książkę aż chce się wziąć do ręki. Idealna na prezent, a także jako przedłużenie umykających wakacji, a być moze także bodziec do poczynienia własnych planów podróżniczych.



Jakie kryminały będziemy czytać we wrześniu i październiku? WYZWANIE Czytamy kryminaly

Gorąca prośba do osób biorących udział w wyzwaniu- oddajcie głos na wybraną przez siebie kategorie kryminału. Jego narodowość wybiorę ja:) Głosowanie do końca sierpnia br.
Kategorie są następujące:
  1. kryminały z seryjnym zabójcą w tle  4
  2. kryminał z akcją umiejscowioną na prowincji
  3. kryminał którego akcja dzieje się w stolicy (np: Warszawa, Berlin, Paryż, Londyn, Waszyngton, Ottawa itd)  2
  4. kryminał historyczny (akcja rozgrywa się do końca XIX wieku)

Miraż - Clive Cussler

Wydawnictwo Amber, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Cussler należy do grona najbardziej przeze mnie lubianych i cenionych autorów. Zaczął pisać w 1965 roku i wydał swoją pierwszą powieść z Dirkiem Pittem w 1973 roku. Książki C.Cusslera zostały wydane w ponad 40 językach w ponad 100 krajach, w ponad 125 milionach egzemplarzy. 
Jest on nie tylko doskonałym pisarzem, ale i niebanalnym, prężnie działającym człowiekiem. Założył Narodową Agencję Badań Podwodnych i Morskich (NUMA - National Underwater and Marine Agency). Jest to agencja poświęcona badaniu morza i historii marynistyki. Cussler z załogą ekspertów morskich i wolontariuszy NUMA odkrył do tej pory ponad 60 znaczących historycznie wraków. Po zweryfikowaniu odkryć NUMA zrzeka się praw do wraku na rzecz uniwersytetów, czy rządów państw na całym świecie. Cussler jest nie tylko prezesem NUMA, ale również członkiem Klubu Badaczy (The Explorers Club) w Nowym Jorku i Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie. Jest również laureatem nagrody Lowella Thomasa za wybitne dokonania w dziedzinie badań podmorskich. 
Miraż, to kolejna fascynująca i niesamowicie wciągająca książka o przygodach załogi Oregona. Czym jest Oregon? Jest to statek, który został po raz pierwszy przedstawiony w powieści Potop (którą na marginesie serdecznie polecam). Był on wrakiem, gdy został kupiony za grosze. Obecnie z pozoru jest to nędzny okręt, stary, przerdzewiały i niewzbudzający najmniejszych skojarzeń z tym co jest we wnętrzu. W rzeczywistości jest on super nowoczesnym okrętem szpiegowskim, dowodzonym przez Juana Cabrillo. Wnętrza są luksusowo wyposażone, a urządzenia nawigacyjne, broń należą do najnowocześniejszych na świecie. Załoga złożona jest z byłych agentów, komandosów, geniuszy. Zadaniem załogi są głównie tajne misje dla CIA, ale nie tylko. 
Tym razem załoga ma za zadanie wyciągnąć z syberyjskiego więzienia zaprzyjaźnionego admirała Borodina, który trafił tam na skutek knowań swojego potężnego przeciwnika. Juan Cabrillo wyciąga admirała z lochów, jednak na skutek odniesionych w trakcie ucieczki ran Rosjanin umiera. Przed śmiercią zdołał tylko wyszeptać kilka na pozór nie mających ze sobą nic wspólnego słów - Niesamowita łódź, Morze Aralskie, Tesla... Słowa te wydają się nie mieć sensu, jednak dla załogi statku, nazwisko jednego z najsłynniejszych wynalazców świata, jakim bez wątpienia był Serb Nikola Tesla (wynalazca m.in. dynama radiowego, elektrowni wodnej, turbiny wodnej i wielu innych rzeczy)  jest dzwonkiem alarmowym. Zaczynają szukać powiązań wypowiedzianych przez admirała słów i znajdują coś zadziwiającego, coś co sprawia, iż Cabrillo rusza do Uzbekistanu, tym samym rozpoczynając niesamowitą i niezwykle grożną przygodę. Prawda okazuje się być bardziej zadziwiająca i groźna niż chociaż przez moment można by przypuszczać.
Co z kolejnymi odkryciami, których dokonuje załoga Oregona, mają wspólnego wydarzenia z 1902 roku? Wtedy to statek płynący do Filadelfii został nagle spowity przez tajemniczą poświatę. Przestały pracować maszyny, niewytłumaczalna siła przyciągała wszystkie metalowe przedmioty do stalowego pokładu. Po chwili poświata znikła, a jeden z marynarzy umarł w strasznych męczarniach. 
Trzeba Cusslerowi przyznać, iż stanął na wysokości zadania. Książka trzyma w napięciu, zadania które mają do wykonania członkowie załogi wydają się z typu tych ala mission impossible, ale pisarz tak zręcznie wszystko ze sobą łączy i opisuje, że treść jest niezwykle realna i wciągająca.
Największym jednak plusem jest bardzo dokładne i niezwykle plastyczne oddanie wszystkich geograficznych szczegółów akcji, w tym także szczegółów podmorskich oraz opisy działania statku Oregon. Cussler od lat jest podróżnikiem, poszukiwaczem wraków statków, uwielbia przygody i wszystko co z morzem związane. Stąd jego książki są pełne realnych opisów. Ta znajomość tematu oraz poczucie humoru i lekkie pióro sprawiają, iż grono jego fanów cały czas się powiększa, a od lektury kolejnych książek trudno się oderwać.
Zachęcam do sięgnięcia po książki autora. Osoby lubiące przygodę w pełnym tego słowa znaczeniu, będą z pewnością usatysfakcjonowane lekturą. 

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Magdulka i cały świat

Wydawnictwo Iskry, Moja ocena 6/6
Wspaniała pozycja, którą gorąco polecam.
Ma ona formę wywiadu rzeki. Chociaż nie, rzeka to za małe określenie, bowiem książka liczy 604 strony. Jednak wierzcie mi, ilości stron absolutnie się nie odczuwa, a po zakończeniu lektury ma się wręcz niedosyt i żal, że to już koniec. 
Rozmówcą i narratorem w jednej osobie jest profesor Witold Kieżun, ur. w 1922 roku w Wilnie polski ekonomista, uczeń m.in. Tadeusza Kotarbińskiego, żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień sowieckich łagrów, wykładowca na wielu światowych uczelniach, autor ponad 70 publikacji. Opowiada on o swoim życiu. Z profesorem rozmawia pisarz Robert Jarocki.
Książka podzielona jest na 6 części, które opowiadają o życiu profesora, począwszy od dzieciństwa na Kresach II Rzeczypospolitej (w tym znaczenia tytułowej Magdulki), poprzez okres wojenny, ucieczkę z niewoli niemieckiej, ponad roczny pobyt w łagrze sowieckim, studia w powojennej Polsce, pracę w NBP, pracę naukową na wielu uczelniach, pobyt w USA i Kanadzie oraz pracę eksperta dla ONZ w krajach afrykańskich. Razem z profesorem wędrujemy od Kresów, poprzez Polskę, Francję, USA, Kanadę, Burundi, Rwandę. Zakończeniem jest rozdział opowiadający o tym, co profesor robił po zakończeniu pracy zawodowej. Takie chronologiczne ułożenie opowieści jest jej wielkim atutem, podobnie jak barwny język i liczne anegdoty, którymi jest uzupełniana opowieść.
Uzupełnieniem opowieści jest spora liczba zdjęć, które dodają całości historii realizmu, smaczku, ukazują świat, którego już nie ma, a za którym niejednokrotnie łza się w trakcie lektury zakręci.
W Magdulce... każdy znajdzie coś dla siebie. Biorąc pod uwagę okres, jaki obejmuje książka, różne etapy naszej historii, które stały się udziałem profesora, jest to pozycja zarówno dla miłośników i historyków przedwojennych Kresów, o których profesor snuje niezwykle barwną opowieść, jak i dla wielbicieli oraz historyków zajmujących się okresem okupacji hitlerowskiej, czy PRL-u. 
Ogromne uznanie dla profesora, który mimo trudnego życia zachował pogodę ducha, idealizm, patriotyzm, czyli cechy obecnie niestety uznawane często za zbędne, żeby nie powiedzieć śmieszne. Opowieść, którą snują obaj panowie dosłownie mnie pochłonęła. Profesor dysponuje barwnym językiem i doskonałą pamięcią, a Robert Jarocki tak kieruje rozmową, iż powstała książka od lektury której trudno się oderwać. Gawędziarski, lecz nie lakoniczny styl, barwne anegdoty, arcyciekawe życie, to wszystko sprawia, że książka jest niezwykłą podróżą wstecz, w której przewodnikiem jest niezwykły człowiek, którego życiorysem można by obdzielić kilka osób.
Na przykładzie profesora Kieżuna Robertowi Jarockiemu udało się pokazać zarówno trudne etapy naszej historii, piękne i absurdalne obrazki z przedwojennego i powojennego życia w Polsce.Jednak największym osiągnięciem Jarockiego jest ukazanie wybitnej postaci w taki sposób, że książka nie tylko nie nudzi, ale wręcz pochłania czytelnika.

niedziela, 24 sierpnia 2014

I jak ja mam czytać?

Tylko na chwilę odeszłam, a tu Baśka się ułożyła..:) faktem jest, że ja na kocim kocu położyłam książkę, moja wina, biję się w klatę:) Muszę przeczekać kocie leżakowanie. Dobrze, że pozostałe koty są mniejszymi intelektualistami i nie czytają tyle:)

sobota, 23 sierpnia 2014

Zwycięzcą polowania na 350,000 jest...

Alex x, która przysłała to zdjęcie jako 1. o godz. 23.02 co widać na zdjęciu poniżej..kiepsko, ale widać.
Gratuluję.
W nagrodę otrzymujesz 3 książki:
Aleja Chanel Nr. 1+ Rówieśniczki+ 1 z najnowszych książek Sarah Jjo- wybierz proszę, czy to maja być Marcowe fiołki, czy Dom na plaży czy Jeżynowa zima.
Na email anetapzn@gazeta.pl wyślij tytuł książki+ adres do wysyłki na terenie Polski. 
Wkrótce kolejny konkurs:)
Aha, osoby biorące udział w Wyzwaniu- czytamy kryminały, tutaj (klik) do was prośba o podanie rodzaju kryminału, jaki będziemy czytać we wrześniu i październiku.
I dodawajcie proszę tutaj (klik) linki z recenzjami kryminałów z tego etapu wyzwania. Czas do końca sierpnia.
Osoby, które chciałyby dołączyć do wzywania, zapraszamy.

piątek, 22 sierpnia 2014

Ksieżyc nad Soho

Wydawnictwo MAG, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.

Główny bohater, policjant, a właściwie sprytny detektyw z Londynu - Peter Grant ma do rozwiązania nie lada zagadkę. Musi on wyjaśnić zagadkę zgonów muzyków jazzowych. Sprawa jest o tyle zagadkowa, iż umierają ludzie w sile wieku, zdrowi, z pozoru nie mający żadnych dolegliwości, ani wrogów. Co w związku z  tym jest przyczyną ich śmierci?
Nasz sprytny śledczy (znany już z Rzek Londynu) przy jednej z ofiar wyczuwa ślady magii i wtedy się zaczyna:).

Książka jest doskonale napisana, a Aaronovitch nadal trzyma poziom, choć miałem pewne obawy, czy po rewelacyjnych Rzekach Londynu nie spocznie na laurach, jak to często zdarza się wielu pisarzom. Nic z tych rzeczy. Bohater nadal działa, śmieszy, zaskakuje. Ponownie porywa Londyn. Miasto, które na kartach książki kreuje pisarz jest dosłownie i w przenośni magiczne. Pełno w nim magii takiej prawdziwej, która nikogo absolutnie nie dziwi. Dużo także wspaniałych opisów, które zaczarują także tych, którzy nigdy w tym mieście nie byli. Doskonale uchwycone jest połączenie nowoczesnego Londynu z czarami, magią, które drzemią w tym mieście dosłownie na każdym kroku, trzeba tylko umieć je dostrzec i skorzystać z nich.
Taką swoistą wisienką na torcie jest muzyka jazzowa, która przewija się w tle w trakcie całej lektury książki. I nic dziwnego. Wszak zamordowani zostali muzycy jazzowi. Wielokrotnie przytaczane są znane standardy tego gatunku muzyki. Ciekawym byłby odtworzyć sobie te utwory w trakcie lektury książki. Zdecydowanie dodałoby to specyficznego klimatu.
Każda scena jest dopracowana nawet w najmniejszym calu, a inteligentny i cięty humor to najmocniejsza strona książki.

Nie ukrywam, iż niecierpliwie czekam na kontynuację serii. 
Aaronovitch po raz kolejny udowodnił, iż połączenie kryminału z miejskim fantasy i elementami komediowymi, może się doskonale sprawdzić. 

Niech w końcu coś się zdarzy

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 4,5/6
Jest to opowieść o Fritzi Berger, mieszkance Kolonii, która za kilka tygodni będzie obchodzić 40. urodziny. Bilans życia średni- kiepska, momentami nudna praca w wydawnictwie Best & Seller, 15 lat małżeństwa, które poszły w przysłowiowy kubeł, kiepskie auto, brak własnego mieszkania, ciągłe kłótnie z eks o byle co. Jedyna radość to kilkuletnia córeczka. Pewnego dnia czara goryczy przepełnia się, gdy na Walentynki Fritzi dostaje od koleżanki z pracy termo poduszkę w serduszka (czujecie to?!), a miasto zajmuje jej konto w banku za niezapłacone przedszkole córki. Informacje, monity przychodziły, ale Fritzi czyta tylko korespondencję w pogodnych kopertach, szare koperty z urzędów ją dołują. Fritzi do końca miesiąca (który dopiero się zaczął) na utrzymanie córki ma 35,00 e. Bilans życia jest dołujący, 40-ka zbliża się wielkimi krokami, faceci wolą młodsze, a o podwyżce może zapomnieć. Fritzi ma dosyć. Fritzi chce, żeby coś się w końcu w jej nudnym do bólu i nieudanym życiu w końcu stało, żeby marazm ją opuścił, żeby zaczęła wreszcie żyć zamiast wegetować. No i zgodnie z życzeniem zaczyna się dziać. Może nie do końca tak, jak by sobie tego życzyła, ale dzieje się, oj dzieje. I tak śledzimy czasem smutną, a czasem bardzo zabawną i pełną niespodzianek historię.
Jest to dobra, momentami bardzo dobra, a na pewno szczera do bólu książka. Z tym, że jej odbiór jak podejrzewam będzie zależał od tego, kto ją będzie czytał. To taki typ książki. Inaczej odbiorą ją osoby koło 20-ki, inaczej o jedną czy dwie dekady starsze. Mniej więcej w okolicach 40-ki człowiek zaczyna robić podsumowanie dotychczasowych życiowych osiągnięć. Niestety zbyt często wypada ono na minusie, albo blisko zera lub stacza się po równi pochyłej. Mając 10-20 lat mniej ma się wielkie plany, jest się pewnym (jak Fritzi), że świat stoi przed nami otworem, że się go zawojuje, a do 40-ki jest huhu i jeszcze trochę czasu. Tym czasem życie to nie bajka, a czas pędzi nieubłaganie. I zanim się spostrzeżemy będziemy w punkcie, w którym znalazła się bohaterka książki. Oby to nie był tak smutny punkt. 
Książka jest niesamowicie życiowa, prawdziwa, szczera do bólu. Może nie jest to wielka literatura, ale z pewnością dobrze napisana historia, w której wiele czytelniczek znajdzie siebie, swoje życie, czy też jego fragmenty.
Gorąco zachęcam do lektury. Książkę czyta się błyskawicznie (zresztą gruba to ona nie jest:)), niejednokrotnie z uśmiechem na ustach, albo też i z łezką zadumy, rozrzewnienia. Bardzo życiowa książka.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Doradźcie, podpowiedzcie, jak "nie zjechać książki":) w recenzji? Jak w ogóle napisać recenzję?

Kochani, mam problem z jedną książką. Mole książkowe się nią zachwycają, ja nie potrafię, nie dałam rady całej przeczytać, padłam ok. 100-tnej strony. No nie dam rady i już, a recenzję muszę napisać. Aha, inni się ową książką zachwycają:(
I teraz do was pytanie, w was ratunek. 
Mieliście taką sytuację? 
Jak z niej wybrnęliście?
Jak napisać recenzję książki, której się nie przeczytało w całości, a która wyjątkowo wam się nie podoba? I w sumie co chyba najgorsze, nie potrafię sensownie uzasadnić dlaczego owa książka mi nie pasuje. Po prostu tak jest i już.
POMOCY!!!

Ps. dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Ale teraz Was zapewne intryguje co to za książka?:)
Wasze komentarze dały mi trochę do myślenia. Dam książce jeszcze jedną szansę. Ale to za kilka dni. Muszę nabrać do niej dystansu.

To tylko dziecko

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 4-/6
Malin Persson Giolito to córka Leifa GW Perssona, którego Laurę. Historię pewnej zbrodni niedawno recenzowałam. Liczyłam, że córka odziedziczyła talent po ojcu. Ale jak na razie trudno powiedzieć. To tylko dziecko nie jest złe. Na pewno jest doskonałym i szokującym oraz niesamowicie smutnym obrazem szwedzkiego społeczeństwa. Jednak do dobrego kryminału czy książki psychologicznej  lub społeczno-obyczajowej, sporo jej brakuje. Nie chodzi tu o temat, bo ten przeraża. Katowane, maltretowane dziecko zawsze porusza. A gdy dodamy do tego patologię z pozoru dobrego systemu szwedzkiej opieki społecznej, socjalnej, to treść wali na oślep w dwójnasób. Giolito musi popracować nad warsztatem, nad stylem pisarskim. Ale generalnie uważam, że pisarka ma potencjał i jestem przekonana, że z biegiem czasu wyrobi się.
Bohaterką książki jest prawniczka Sophia Weber, która pewnego dnia zostaje wyznaczona na kuratorkę bardzo dziwnie zachowującego się chłopca Alexa. Na zachowanie siedmiolatka pierwsza zwróciła uwagę jego nauczycielka, Karin Lindstrand, która jest zupełnym przeciwieństwem pewnej siebie, odrobinę aroganckiej prawniczki. Obie jakże różniące się od siebie kobiety, połączy troska o Alexa, chociaż każda z nich ową troskę przejawiać będzie inaczej. 
W całej opowieści najbardziej szokuje to, iż autorka nie fantazjuje, a całe zdarzenie miało miejsce w rzeczywistości. Maltretowane dziecko (obojętnie czy psychicznie czy fizycznie) zawsze porusza. Tak samo jest w przypadku lektury niniejszej książki. Jednak w całości opowieści jest trochę zgrzytów. Po pierwsze, styl pisarski Giolito. jest on jak dla mnie zbyt suchy. Całość opowieści momentami czyta się jak instrukcję obsługi jakiegoś urządzenia. Brak odrobiny wygładzenia, jakiegoś takiego szlifu, który nadałby książce gładkość, sprawiłby, że lektura jest może nie przyjemniejsza bo trudno o to w kontekście takiej tematyki, ale łatwiejsza.
Do całości historii nie pasują także opisy prawniczki Sophii. Zgrzyta mi ona w całości, jak nie wiem. Nie polubiłam jej i jeżeli pojawi się w  kolejnych książkach, chyba już nie polubię. 
Tak jak napisałam na początku, autorce sporo do dobrego pisarstwa brakuje, ale jakoś tak czuję, że ma szansę, że się wyrobi. poczekamy, zobaczymy. Dam jej jeszcze jedną szansę. 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Księżna Izabela Czartoryska - Katarzyna Maria Bodziachowska

Wydawnictwo Rytm, Moja ocena 5,5/6 
Główna bohaterka książki, Izabela z Flemingów Czartoryska, to postać niezwykła, silna, która zdecydowanie wyprzedziła swoją epokę, o czym wspaniale i z ogromną pasją opowiada Katarzyna Maria Bodziachowska. 
Izabela urodziła się 3 marca 1746 r. i nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Matka zmarła tuż po jej narodzinach. Przez dwa lata zajmowała się nią ciotka, która również zmarła. Co prawda był ojciec, ale on z kolei będąc doradcą króla Augusta III Sasa, nie miał dla swojego jedynego dziecka czasu. Opiekę nad dziewczynką przejęła babka ze strony ojca, osoba oschła, wyniosła, która nie ukrywajmy tego, z dziećmi powinna mieć niewiele wspólnego. 
W wieku zaledwie 15 lat Izabela wychodzi za mąż za księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego. Choć uważana za brzydką, szybko znalazła męża ze względu na olbrzymi posag, jaki jej towarzyszył. Małżonkowie zamieszkali  w pałacu w Puławach. Przeżyli razem 62 lata chociaż absolutnie nie łączyło ich żadne głębsze uczucie. Ot małżeństwo interesów, majątków, nazwisk, czyli takie, jakich w owych czasach było wiele. Mieli piątkę dzieci, z których najprawdopodobniej tylko jedno było dzieckiem pana męża. Izabela słynęła bowiem z romansów, ale nie tylko. Przyszła księżna początkowo nieśmiała, niedouczona z biegiem czasu ewoluuje, staje się jedną z najbardziej znanych kobiet swoich czasów, interesującą się dosłownie wszystkim, przyjaciółką ostatniego króla Polski, którego nawet broniła, gdy reszta rodaków szczerze go po 1. rozbiorze znienawidziła. Była muzą artystów, mecenaską sztuki, mieszkającą w wielu miejscach Europy, kobietą niezwykle silną na pozór, choć w głębi duszy delikatną, nadal pełną kompleksów, ale także budzącą zgorszenie swoimi licznymi romansami. 
Autorka książki we wspaniały sposób opowiada historię Izabeli ukazując ją ze wszelkimi jej wadami i zaletami. Znosimy fochy Izabeli, jej wahania, humory, brniemy przez pierwsze bale i kolejne romanse, podróżujemy od coraz wspanialszego pałacu w Puławach, poprzez całą bez mała Europę. Na kartach książki obok głównej bohaterki i jej rodziny przewijają się najważniejsi ludzie epoki - Rembowski, Karpiński, Szymanowski, Zabłocki, Niemcewicz, czy Krasicki oraz wielu ówczesnych polityków. Wszak mąż Izabeli, Adam Kazimierz zajmował się szeroko pojętym mecenatem, był osobą znaną, bogatą, utytułowaną.
Dodatkowym atutem jest wierne oddanie realiów epoki oraz umiejętne wplecenie w opowieść niełatwego skądinąd fragmentu naszej historii. Wszak okres, w którym przyszło żyć Izabeli, to czas Sejmu Wielkiego, rozbiorów Polski, wojen napoleońskich, Powstania Listopadowego. Wydarzenia te za każdym razem wdzierają się w życie Izabeli. Autorka jednak tak umiejętnie dozuje i serwuje nam fakty historyczne, iż absolutnie nie odczuwamy ich ciężaru. Są one tłem dla losów głównej bohaterki i jej rodziny. 
Jednak najciekawiej są ukazane wg. mnie dwie kwestie. Pierwsza, to nasze polskie społeczeństwo i piekiełko, ze wszystkimi przywarami, tym z czego niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu słynęliśmy w owym czasie, które na tle historycznej zawieruchy nie wypadają dobrze. Drugą kwestią jest sama Izabela, a właściwie jej przemiana od odsuwanego na dalszy plan dziecka, poprzez niezbyt urodziwą nastolatkę, zdradzającą żonę, panią domu prowadzącą dom otwarty, aż po zagorzałą patriotkę walczącą o sprawę polską, mecenaskę sztuki i założycielkę pierwszego w Polsce muzeum. 
Książka napisana jest w arcyciekawy sposób, a przy tym niezwykle pięknym językiem, co jest jej dodatkowym atutem. Pisarce tak udało się ukazać postać bohaterki, iż od pierwszej strony nie pozostajemy wobec niej obojętni. Izabela Czartoryska, kobieta o wielu twarzach, zmienna jak kameleon, ożyła za sprawą Katarzyny Marii Bodziachowskiej. 
Gorąco zapraszam do lektury. Warto sięgać po książki historycznej, warto poznać pozycje mało reklamowane i warto dać szansę mało znanym autorom. Można trafić na niezwykłą perełkę. 
Niecierpliwie czekam na kolejną książkę autorstwa Katarzyny Marii Bodziachowskiej, która urzekła mnie pasją, dogłębnym zbadaniem tematu i pięknym językiem.  

Wasze typy do wyzwania - Czytamy kryminały.

Ale mam opóżnienie...:)
Wpisujcie proszę do końca bieżącego tygodnia wasze typy do kategorii dot. kryminałów, jakie będziemy czytać we wrześniu i październiku. Tym razem chodzi nie o ich narodowość, a tematykę.

Moja propozycja - kryminały z seryjnym zabójcą w tle.

Przypominam o dodawaniu linków z recenzjami za lipiec i sierpień.

Przypominam o łapaniu licznika - polujecie na 350,000 wejść na blog. Do wygrania 3 książki. Po szczegóły wystarczy kliknąć w obrazek myśliwego na marginesie:)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Syndykat pająka

Wydawnictwo Świat Książki, Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.


Pewnego niezwykle gorącego czerwcowego dnia w apartamencie w luksusowej dzielnicy Frankfurtu zostają znalezione nagie zwłoki Andreasa Wiesnera i luksusowej prostytutki Iriny. Wszystko wskazuje na to, że Wiesner najpierw zastrzelił kochankę, a następnie popełnił samobójstwo. Jednak komisarz Julia Durant (tu szacunek, bo po 1. spojrzeniu na zdjęcie z miejsca zbrodni) jest przekonana, iż to mistyfikacja. Tzn, że obie osoby nie żyją, co do tego nie ma wątpliwości, ale Julia uważa, że to było morderstwo, że najpierw zabito Irinę, a póżniej Andreasa. Wizyta policjantki u zrozpaczonej wdowy tylko potwierdza tą teorię. Kobieta jest pewna, że jej mąż nie miał kochanki, chociaż fakty zastane na miejscu zbrodni zdają się temu przeczyć. przedstawia także zupełnie inny wizerunek męża. Jeżeli nie kochanka, to co? Dlaczego zginął multimilioner handlujący brylantami i wyjątkowo luksusowymi gadźetami? Prawda jest prosta i oczywista, jak w tym starym powiedzeniu - jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym wypadku są to niewyobrażalnie duże pieniądze. Jednak dotarcie do prawdy i osób, które kryją sie za tą zbrodnią, nie będzie już takie proste. Śledztwo, które na początku (nie ukrywam) odrobinę się ciągnie, w pewnym momencie przyspiesza i to tempo autor umiejętnie utrzymuje, prawie do końca książki. Pod koniec całość stopniowo przyspiesza, ponieważ Julia, która prowadzi śledztwo, wpada w tytułową pajęczą sieć utkaną przez niezwykle sprytnych i grożnych ludzi. Kolejne etapy śledztwa odkrywają rzeczy, o których istnieniu nawet policjantka nie miała pojęcia. Odkrywane są zbrodnie, brudy i najbardziej obrzydliwe ludzkie cechy.
Finał może nie jest super zaskakujący, ale mocny.
Niewątpliwym plusem jest ograniczenie się przez autora do śledztwa trwającego zaledwie kilka dni. Ponieważ książka jest dosyć gruba, śledzimy krok po kroku poczynania zarówno policji, jak i drugiej strony, czyli przestępców.
Mimo sporej objętości książkę czyta się doskonale, jest zręcznie napisana, akcja jest doskonale prowadzona choć nie ukrywam, iż odrobinę trąci myszką. Wszystko rozgrywa się kilkanaście lat temu, gdy walutą w Niemczech były jeszcze marki. Jednak absolutnie nie przeszkadza to w lekturze, co najwyżej kilkukrotnie wywołuje lekki uśmiech. 
Syndykat pająka polecam, do dobry, momentami mocny kryminał. 

 

2x kobieta i o niej...

Dom Wydawniczy PWN, Moje oceny: Walka...5,5/6, Grzech... 5/6
Obie książki napisane w formie reportaży. czytałam, a w zasadzie podczytywałam od kilku tygodni. Wczoraj wieczorem przeczytałam ostatni reportaż.
Walka jest kobietą to ostatni tom trylogii reportaży, która w całości poświęcona jest. kobietom. Redaktorką książki i swoistym zbieraczem tekstów jest  Urszula Jabłońska, dziennikarka związana z Gazetą Wyborczą. Poprosiła ona osiem kobiet o opisanie historii współczesnych Polek walczących. Wynika z nich, że kobiety walczą nie tylko na różnorodnych frontach, ale także przez bez mała całe życie. Wśród sportretowanych pań znajdziemy szeroką paletę pań. Wszystkie one toczą (toczyły) walkę heroiczną, każda z nich przeszła swoje własne piekło, każda z nich żyje, trwa i każdego dnia walczy dalej. Mnie najbardziej za serce chwyciły żołnierki służące na Bliskim schodzie, które muszą walczyć nie tylko z  wrogiem, ale także z własnymi kolegami, współtowarzyszami broni, a przede wszystkim ze swoim wnętrzem, duszą, tęsknotą. 
Pozostałe teksty opowiadają o kobietach Solidarności, o walczących w Powstaniu Warszawskim, ale także o nastolatkach (i dorosłych kobietach) walczących z anoreksją z własnym ciałem z własną psychiką.
Walka w niniejszej książce ma nie twarz kobiety, a jej prześladowców, sprawców, że owa walka jest w ogóle konieczna. To wiele twarzy, wiele oblicz, częstokroć takich, o których nigdy my czytelniczki byśmy nie pomyślały. To książka dla wszystkich o nas, kobietach, o naszych problemach, które były, lub są naszym udziałem. Warto sięgnąć po te reportaże i czerpać z nich lekcję, siłę do walki.
Z kolei tom Grzech jest kobietą to historie kobiet nieidealnych, które zrobiły coś, czego robić się nie powinno. Bohaterek jest 12, podobnie jak ich grzechów. Ale czy ich przewinienia to na prawdę grzechy? Wszak każda z nas ma coś na sumieniu. Częstokroć są to sprawy błahe, na które nie zwraca się uwagi, jakieś drobne przewinienia. Często to jednak są poważne czyny, sprawy, wręcz dramaty, które zaważyły na naszym, czyimś życiu.
Co istotne 12 reportaży o kobiecych grzechach napisali męźczyżni, którzy często postrzegają nas inaczej niż my same. Co z tego wynikło?
Obie książki są doskonale napisane, poruszają niezwykle ważne problemy. Nie ukrywam jednak, iż walka poruszyła mnie bardziej. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że niektóre grzechy kobiety wydały mi się zbyt banalnymi. Chociaż to chyba też nie adekwatne określenie. Ja po prostu części opisanych przewinień, grzechów, za takowe nie uważam. Tzn. teksty w dużej części są poruszające, jak np. ten o Agnieszce, która wyjeżdża z ukochanym męźczyzną, miłością życia i dziećmi do Pakistanu, aby zamieszkać z jego rodziną. Łatwo przewidzieć, jak póżniej potoczyły się sprawy. Sielanki nie było. Dramatyczna historia, przyznaję. Jednak takich historii od kilku lat jest mnóstwo, mniej lub bardziej nagłaśnianych. Już nie wywierają one (przynajmniej na mnie) aż tak wielkiego wrażenia. Nie chcę oceniać postępowania bohaterki, nie mam do tego prawa, w związku z  tym wstrzymam się od opisu moich wrażeń odnośnie tego i pozostałych reportaży. Niemniej jest to doskonale napisany, pełen różnorodnych uczuć tom.
Z kolei tom dot. walki kobiet odebrałam bardzo osobiście. Jakby się tak zastanowić, to kobiety całe życie walczą, a to o lepszą ocenę w szkole, a to o dobrze zdane egzaminy, a to o pracę lub jej utrzymanie, o szczęście w rodzinie etc. A ponieważ sama mam dosyć trudny okres w życiu i toczę moja własną walkę, to ten tom poruszył mnie ogromnie.
Gorąco zachęcam do lektury. Każda z nas powinna po te książki sięgnąć. Raz,  żeby przekonać się jak sama odbierze dany reportaż,a  dwa - być może któryś z tekstów pomoże jakiejś czytelniczce w podjęciu decyzji, wybraniu właściwej drogi.
Taka seria tematycznych reportaży, historii z życia wziętych, to wg. mnie doskonały pomysł.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Tajemnice prowincji

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 4,5/6
To moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Wcześniej miałam okazję czytać doskonałą książkę Zofia Kossak. Opowieść biograficzna.  
W treść Tajemnic prowincji autorka wplata wątek Kossaków, na którym z racji pełnienia funkcji kierownika Muzeum Zofii Kossak w Górkach Wielkich, zna się wybornie. Tym razem Kossakami, a raczej ich powiązaniami ze Śląskiem Cieszyńskim zajmuje się główna bohaterka powieści, Justyna Skotnicka, która po latach powraca do swoich rodzinnych stron. Zostaje kustoszem niewielkiego muzeum hrabiny Doenhoff. Niby praca w delikatnie to ujmując prowincjonalnym, lekko trącącym myszką muzeum, nie wróży nic ciekawe, ale czasami bardzo można się pomylić. W tymczasowym miejscu pobytu Justyna zamierza spędzić zaledwie rok. Jednak wiadomo, los lubi czasami płatać figla. Kobieta nawet przez moment nie zdaje sobie sprawy z tego, co najbliższe miesiące dla niej przygotowały. Bohaterce przyjdzie zmierzyć się nie tylko z problemami dnia codziennego, nową praca, nie zawsze przychylnymi jej ludźmi, czy opieką nad dwójką dzieci, ale także z przeszłością, która stanie na jej drodze.Justyna odkryje wiele skarbów, zarówno tych materialnych, jak i tych, których żadną wartością nie da się oszacować. Jaki wpływ na Justynę i  mieszkańców niewielkiej miejscowości będą miały zagadki tajemnice sprzed lat? 
Powieść jest doskonale napisana, głównie poprzez wykreowanie bardzo ciekawych bohaterów, spośród których nie tylko Justyna wychodzi na pierwszy plan.Ciekawym jest podzielenie opowieści na cztery części, które odpowiadają czterem porom roku. Losy poszczególnych postaci, historia Justyny ukazane są na tle mijających miesięcy, zmieniających się pór roku, a także na tle odkrywanych tajemnic sprzed lat.
Dużo w książce ciekawych, niejednokrotnie poruszających historii, jeszcze więcej morału i sposobności do chwili zastanowienia się nad różnymi sprawami. 
Większa część wydarzeń opisanych przez autorkę to fikcja. Jednak jest kilka momentów, które są odzwierciedleniem rzeczywistych wydarzeń, jak np. odnalezienie obrazu Witkacego, ale nie tylko.
Zachęcam do sięgnięcia po książkę, która okazała się nie tylko letnim czytadłem, ale także mądrą, życiową powieścią.

sobota, 16 sierpnia 2014

Podziemna wojna Tom 1.

Wydawnictwo Fabryka Słów, 4/6
Recenzja mojego męża.

Głównym bohaterem jest Oscar Wendell. Jest on korespondentem gazety Stars and Stripes, którego gna po świecie, który szuka mocnych wrażeń, a jednocześnie sławy, choć zupełnie nie ma do tego predyspozycji psychicznych. Pewnego dnia jego marzenia się spełniają, trafia w sam środek podziemnej walki między dwoma mocarstwami w kopalniach metali rzadkich w Kazachstanie. Tym samym trafia w sam środek wojny z bliżej nieokreślonej przyszłości. Bronią w niej są nie najnowocześniejsze, standardowe (wg. naszych rozumień) karabiny, wyrzutnie, a np. miotacze plazmowe, drony bojowe, czy bombardowania kinetyczne. Dodatkowo Wendell odkrywa, iż obok standardowej armii, w walce biorą udział specjalnie do tego celu zmodyfikowane istoty o nadludzkich możliwościach. Nazywane są one genobotami, a ich celem jest zabijanie, śmierć za wszelką cenę. 
Autorowi udało się stworzyć niezłą lekturę (choć nie jest to arcydzieło literackie). Przede wszystkim ze względu na ukazanie tego co uzależnienie od adrenaliny, mocnych wraźeń, walki, sławy może zrobić z człowiekiem. Ciekawie ukazane są zmiany, jakie zachodzą w Wendellu, gdy dostanie to czego tak szukał i pożądał. Sam Wendell, to człowiek, którego trudno polubić. Słaby, jakiś taki...zupełnie nie pasuje do świata, do którego trafia, a spod, którego jarzma w efekcie nie potrafi, a później i nie chce się wyzwolić.
Drugim plusem książki jest stworzenie podziemnego świata, który przeraża, a jednocześnie na swój sposób uzależnia, zadziwia (ale w negatywnym tego słowa znaczeniu).
Książka jest w wielu momentach bardzo brutalna i to zarówno pod względem tego co dzieje się z bohaterem w kwestii fizycznej, jak i psychicznej. Zmiany w obu sferach, jakie w nim zachodzą są niesamowite i porażające. Przerażające jest także to, co dzieje się z otaczającym Wendella światem. 
Podziemna wojna. Genetoby, to z pewnością książka nie dla wszystkich i to z wielu w/w względów. Jej dodatkową cechą (nie wiadomo czy jest ona minusem czy plusem) jest urywanie akcji, w momencie, gdy ona się rozpędza. Z jednej strony to nie dobre, irytujące (czasami nie wiadomo kto walczy z kim i dlaczego, albo dlaczego akurat teraz przestał), ale z drugiej strony biorąc pod uwagę skalę okrucieństwa i inność prezentowanego świata, ma to swoje zalety. 
Trudno mi jednoznacznie ocenić książkę. W związku z tym decyzję, czy po nią sięgnąć pozostawiam wam. 



Bez ostrzeźenia

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5-/6
Przyznam się, iż na początku książka umiarkowanie mnie zachwyciła. Tzn. pierwsza połowa nie jest zła, jest momentami bardzo dobra, ale taka...sztampowa trochę, generalnie kalka innych powieści. Jednak gdy tylko śledztwo zaczynało zataczać coraz szersze kręgi, akcja jak i moje odczucia co do do książki, diametralnie się zmieniły.
Akcja rozgrywa się współcześnie w Londynie. Dzień jak co dzień, tuż po godzinie 7-ej rano, poranny szczyt. Sam Wren, młody (trzydziestokilkuletni) finansista z City, wsiada do pociągu metra i znika bez śladu. Nie ma świadków, nie ma zapisu na nagraniu monitoringu. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Policja oczywiście rozpoczyna śledztwo, ale po niedługim czasie (zbyt niedługim) sprawa Sama zostaje odłożona na półkę, jako kolejna nierozwiązana. I tak by zostało, gdyby nie Julia, uparta żona zaginionego. Pewnego dnia zwraca się ona do uparcie i skutecznie tropiącego ludzi Davida Rakera, żeby odnalazł jej męża, albo wyjaśnił co się stało. Sprawa jest o tyle dziwna, że od momentu zaginięcia (czyli przez ostatnie kilka miesięcy) Sam nie użył nigdzie karty kredytowej, nie pobrał ani funta ze wspólnego konta. Co się stało? 
Prywatne śledztwo  Rakera odkrywa wielką tajemnicę Sama, która gnębiła go od lat. I w tym momencie wydawało mi się, że to koniec, że męźczyzna chcąc uwolnić się z pewnych okowów, po prostu zostawił żonę, żeby żyć zgodnie z tym czego pragnie. Nic bardziej mylnego. Okazuje się bowiem, że  jedno odkrycie pociąga za sobą kolejne – jeszcze bardziej szokujące. Czy to co podejrzewa policja naprowadzona na trop przez Rakera, okaże się prawdą? Co stało się z Samem?
Wciągająca, smutna, tragiczna książka, która dotyka wielu aspektów. Zakończenie zdołowało mnie, a jednocześnie zmusiło do zastanowienia, co tak na prawdę w życiu się liczy.
Zadziwiające, że zwykłe z pozoru czytadło ma tak mocne, w sumie wartościowe przesłanie, które każdy może odebrać inaczej. Weaver pod płaszczykiem zwyczajnego z pozoru zaginięcia ukazuje wiele ludzkich obliczy, a także najgorsze, najprymitywniejsze ludzkie cechy. Przy tym jest to doskonały (biorąc pod uwagę całokształt) kryminał, thriller, z na prawdę momentami dramatycznymi zwrotami akcji.
Zachęcam do lektury. I nie zrażajcie się, jeżeli początek umiarkowanie was wciągnie.

piątek, 15 sierpnia 2014

Dwudziesta trzecia

Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 4,5/6
To moje pierwsze zetkniecie z prozą Beaty i Eugeniusza Dębskich, na pewno nie ostatnie, ale mam drobne może nie tyle zastrzeżenia, co uwagi do Dwudziestej trzeciej.
Generalnie książkę czytało się niezwykle szybko, przyjemnie, kilka razy w trakcie lektury uśmiechnęłam się. Ot idealne czytadło na plażę. Wielkiego wysiłku umysłowego książka nie wymaga. Jednak nastawiłam się na coś bardziej hmm....kryminalnego.. Tak to dobre określenie. Oczekiwałam także bardziej spektakularnego zakończenia. Bo sprawca zabójstwa podobnie jak jego powód są takie jakieś...niby życiowe, bo tak się zdarza, ale trochę mi słabo współgrają z całością książki i z wysiłkiem, jaki detektyw-amator (nie amator, czort go wie) włożył w rozwiązanie zagadki. Bo niby to (jak napisałam) mało kryminalna książka, ale jednak zabójstwo jest, dochodzenie (i to całkiem porządne) jest, więc może trochę się czepiam...
Ogromną sympatią obdarzyłam głównych bohaterów. Są nimi: profilerka Iwa (dzielnie pomagająca w śledztwie, babki nie da się nie lubić), prawie 40-letni były policjant (wyrzucony ze służby) Tomasz. Najlepsza ze wszystkich jest jednak babcia Tomasza, Roma. Jest to kobieta niesamowita z odrobiną demencji, sama siebie nazywająca zramolałą staruszką, stawiająca pasjansa, namiętnie rozwiązująca sudoku i jolki, popijająca filiżankami kukurydziankę z Kenntucky, albo inszą wódkę na myszach i wcinająca kopy jajek z majonezem (bo jej cholesterol niestraszny). Babcia Roma mnie podbiła:) Gdyby nie kilka jej celnych uwag, mam wrażenie, że jej wnuk, skądinąd były policjant z kilkunastoletnim stażem, nie rozwiązałby zagadki, z którą przyszło mu się zmierzyć. 
Najciekawsza jest jednak sprawa nad jaką pracuje Tomasz. Ową sprawą jest niesłychanie dobrze płatne zadanie (300 tys. zł. polskich za miesiąc pracy), a dokładniej - wytropienie zabójcy pewnego zamożnego przemysłowca i wynalazcy genialnego gwoździa.Tomasz ma wykonać czynność, na której (że tak się wyrażę) wyłożyła się całkowicie policja. Nawet jeżeli zabójcy nie wytropi, zarobi za miesiąc wysiłku 100 tys. zł. Nic dziwnego więc, że męźczyzna przyjmuje zlecenie. Razem z Tomaszem brniemy przez zaułki Wrocławia, Dobromierza, Złotoryi, poznajemy wydarzenia sprzed kilkunastu lat, które wpłynęły na takie, a nie inne zachowanie kilku podejrzanych osób. Niektóre z owych wydarzeń budzą śmiech inne lekką grozę.
Bardzo ciekawie odmalowane są postacie, zarówno głównych bohaterów, jak i tych, których spotykamy tylko raz. Każda z osób wnosi coś do sprawy. I niby wszystko jest ok, nawet odrobinę zbyt długie rozmowy (w myślach) Tomasza z własnym ja nie przeszkadzają, ale czegoś brak. Idealnie do tego pasuje utwór Satisfaction Stonesów, który Tomasz ma ustawiony w telefonie, jako dzwonek....

Jednak  mimo tej drobnej wady zachęcam do sięgnięcia po Dwudziestą trzecią. Generalnie jest to dobra książka, którą czyta się szybko, idealna lektura na trwające lato.A z tego, co widziałam w sieci, zbiera bardzo dobre opinie. Tylko moje zdanie jest trochę mniej entuzjastyczne.